Orkan Nadia dał się we znaki druhom z Ochotniczej Straży Pożarnej w Wierzchlesie. Z ich relacji wynika, że wczorajszy dzień był naprawdę ciężki.
Relacja poniżej.
PAWEŁ GĄSIORSKI
Rano odkryliśmy, że w nocy wiatr zerwał na naszej remizie sporą część pokrycia dachu. Skrzyknęliśmy się więc szybko, żeby zabezpieczyć dach oraz uprzątnąć sprzed budynku zerwaną papę, dzięki dużemu zaangażowaniu druhów ochotników prace szły sprawnie.
Po niespełna dwóch godzinach od zakończenia działań przy zabezpieczaniu dachu na strażnicy, na nasze telefony przyszły powiadomienia, że dyżurny PSK wzywa nas do stawienia się w remizie.
O 11:34 w sile jednego zastępu zostaliśmy zadysponowani do zabezpieczenia wiszącej blachy na przewodach energetycznych na ul. Południowej. Po dotarciu na miejsce zdarzenia, zabezpieczyliśmy teren wokoło wiszącej blachy oraz udaliśmy się na rozpoznanie, skąd ta blacha została poderwana. Odkryliśmy, że na sąsiadującym budynku mieszkalnym brakuje znacznej części pokrycia dachu i wspólnie z zarządcą podjęliśmy decyzję o zabezpieczeniu dachu. O 12:40 poprosiliśmy dyżurnego PSK w Wieluniu o zadysponowanie drugiego zastępu do pomocy, gdyż silny wiatr uniemożliwiał nam bezpieczne zabezpieczenie dachu.
Po zabezpieczeniu dachu wspólnie z Pogotowiem Energetycznym ściągnęliśmy wiszącą blachę z przewód energetycznych i po godzinie 15 wróciliśmy do strażnicy. /OSP Wierzchlas/